Ilia stała nieopodal wejścia do Kościoła Mariackiego, mimo, iż otaczały ją rzesze turystów, czuła się niezwykle samotna i zziębnięta. Czekała… Czekała na mężczyznę swoich marzeń, który powinien był się z nią tu spotkać dokładnie dwie godziny temu…
Czy ona nie rozumie, że nie tylko kobiety potrafią wystawić kogoś do wiatru…? Najwyraźniej nie.
Spacerowała w stronę wejścia i z powrotem, co przykuwało uwagę nie jednego mężczyzny, miała bowiem grację i wdzięk, jakich mogłaby jej pozazdrościć sama królowa Elżbieta. Swoim wyglądem i ruchami bardziej przypominała arystokratkę niż córkę redaktor naczelnej jednego z najbardziej wpływowych magazynów o modzie na świecie.
Zatrzymała się w pół kroku a w jej oczach pojawiły się migoczące ogniki. Czuła, że każda jej nawet najmniejsza żyłka wypełnia się miłością…
To się nazywa miłość od…
-A więc jednak przyszedłeś… Czekałam na Ciebie… Nawet nie wiesz jak się cieszę! – powiedziała spokojnym, słodkim tonem.
…od drugiego wejrzenia?
- Tyyy…? Ty na mnie czekałaś? Tyyy…? Ty się cieszysz? – Aaron nie mógł uwierzyć własnym oczom a język plątał mu się bezsensu. Teraz, kiedy właśnie miał ochotę wejść do Hard Rock Cafe i upić się do nieprzytomności stanęła przed nim dziewczyna o której nie mógł przestać myśleć od powrotu z Japonii. Dziewczyna-Anioł, której twarz pojawiała się w każdym jego śnie i marzeniu.
Spokojnie kolego, oszczędź nam szczegółów…
- Dlaczego kazałeś mi na siebie czekać tak długo…? Już myślałam, że w ogóle się nie pojawisz, że… że nie przeczytałeś tego co napisałam, że… że mnie nie… - nie skończyła mówić, bo Aaron przerwał jej gorącym i namiętnym pocałunkiem. Zaczął padać deszcz, ale tej dwójce w ogóle to nie przeszkadzało. Byli tacy szczęśliwi, że mają siebie nawzajem. Aaron nie zauważył nawet, że po obu policzkach płyną mu słone strugi wody. Nie, to nie był deszcz, to były łzy, łzy radości, która wypełniła Aarona od środka delikatnym ciepełkiem. Ich objęcia przerwał huk grzmotów. Nad Rynek właśnie nadciągała burza…
- Ja… ja nie wiem co powiedzieć. Tak bardzo się cieszę, że Cie widzę! Nie mogłem przestać o Tobie myśleć… Jee… Jesteś taka piękna! – wyrzucił z siebie Aaron.
-Ale myślę, że powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczniejsze miejsce. Nie chciałbym, żeby coś Ci się stało… - ciągnął dalej. Czuł, ze ta chwila jest tak idealna, że nie ma prawa istnieć…
- Myślę, że masz rację… Burza nie sprzyja rozwojowi namiętności… - Ilia uśmiechnęła się do niego i tym razem to ona pocałowała go namiętnie…
Burza stawała się coraz wyraźniejsza i groźna. Deszcz był coraz intensywniejszy, ale oni nie widzieli niczego poza sobą nawzajem. Miłości nic nie jest w stanie przeszkodzić…
Czyżby?
Kiedy czarne chmury skumulowane były tuż nad ich głowami, a szalejący wiatr mierzwił ich włosyIlia musnęła lekko ustami policzek Aarona, złapała go mocno za rękę i pociągnęła za sobą...
Biegli teraz razem ulicą Grocką w stronę Wawelu...
Czy oni naprawdę nie czują, że pada deszcz?
Czy nie dziwi ich, że dookoła nie ma żywej duszy?
Najwyraźniej nie.
Miłość jedak potrafi być...no cóż. Ślepa.?!
- Musimy umówić się na prawdziwą randkę! - krzyknął radośnie Aaron.
Ilia nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się znacząco.
Czyżby to był początek pięknej znajomości?
No cóż, wszystko co ma początek. Ma też koniec...