wtorek, 29 marca 2011

Życie potrafi zaskakiwać.

  Ilia stała nieopodal wejścia do Kościoła Mariackiego, mimo, iż otaczały ją rzesze turystów, czuła się niezwykle samotna i zziębnięta. Czekała… Czekała na mężczyznę swoich marzeń, który powinien był się z nią tu spotkać dokładnie dwie godziny temu…
  Czy ona nie rozumie, że nie tylko kobiety potrafią wystawić kogoś do wiatru…? Najwyraźniej nie.
  Spacerowała w stronę wejścia i z powrotem, co przykuwało uwagę nie jednego mężczyzny, miała bowiem grację i wdzięk, jakich mogłaby jej pozazdrościć sama królowa Elżbieta. Swoim wyglądem i ruchami bardziej przypominała arystokratkę niż córkę redaktor naczelnej jednego z najbardziej wpływowych magazynów o modzie na świecie.
  Zatrzymała się w pół kroku a w jej oczach pojawiły się migoczące ogniki. Czuła, że każda jej nawet najmniejsza żyłka wypełnia się miłością…
  To się nazywa miłość od…
  -A więc jednak przyszedłeś… Czekałam na Ciebie… Nawet nie wiesz jak się cieszę! – powiedziała spokojnym, słodkim tonem.
…od drugiego wejrzenia?
  - Tyyy…? Ty na mnie czekałaś? Tyyy…? Ty się cieszysz? – Aaron nie mógł uwierzyć własnym oczom a język plątał mu się bezsensu. Teraz, kiedy właśnie miał ochotę wejść do Hard Rock Cafe i upić się do nieprzytomności stanęła przed nim dziewczyna o której nie mógł przestać myśleć od powrotu z Japonii. Dziewczyna-Anioł, której twarz pojawiała się w każdym jego śnie i marzeniu.
  Spokojnie kolego, oszczędź nam szczegółów…
   - Dlaczego kazałeś mi na siebie czekać tak długo…? Już myślałam, że w ogóle się nie pojawisz, że… że nie przeczytałeś tego co napisałam, że… że mnie nie… - nie skończyła mówić, bo Aaron przerwał jej gorącym i namiętnym pocałunkiem. Zaczął padać deszcz, ale tej dwójce w ogóle to nie przeszkadzało. Byli tacy szczęśliwi, że mają siebie nawzajem. Aaron nie zauważył nawet, że po obu policzkach płyną mu słone strugi wody. Nie, to nie był deszcz, to były łzy, łzy radości, która wypełniła Aarona od środka delikatnym ciepełkiem.  Ich objęcia przerwał huk grzmotów. Nad Rynek właśnie nadciągała burza…
  - Ja… ja nie wiem co powiedzieć. Tak bardzo się cieszę, że Cie widzę! Nie mogłem przestać o Tobie myśleć… Jee… Jesteś taka piękna! – wyrzucił z siebie Aaron.
  -Ale myślę, że powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczniejsze miejsce. Nie chciałbym, żeby coś Ci się stało… - ciągnął dalej. Czuł, ze ta chwila jest tak idealna, że nie ma prawa istnieć…
  - Myślę, że masz rację… Burza nie sprzyja rozwojowi namiętności… - Ilia uśmiechnęła się do niego i tym razem to ona pocałowała go namiętnie…
  Burza stawała się coraz wyraźniejsza i groźna. Deszcz był coraz intensywniejszy, ale oni nie widzieli niczego poza sobą nawzajem. Miłości nic nie jest w stanie przeszkodzić…
Czyżby?
  Kiedy czarne chmury skumulowane były tuż nad ich głowami, a szalejący wiatr mierzwił ich włosyIlia musnęła lekko ustami policzek Aarona, złapała go mocno za rękę i pociągnęła za sobą...
  Biegli teraz razem ulicą Grocką w stronę Wawelu...
  Czy oni naprawdę nie czują, że pada deszcz?
  Czy nie dziwi ich, że dookoła nie ma żywej duszy?
  Najwyraźniej nie.
  Miłość jedak potrafi być...no cóż. Ślepa.?!
   - Musimy umówić się na prawdziwą randkę! - krzyknął radośnie Aaron.
   Ilia nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się znacząco.
  Czyżby to był początek pięknej znajomości?
  No cóż, wszystko co ma początek. Ma też koniec...

środa, 23 marca 2011

Nadzieja bywa złudna.

  Aaron rozkładał kartkę z entuzjazmem dziecka, które właśnie otrzymało długo oczekiwany prezent wyciągnięty wprost spod choinki w święto Bożego Narodzenia. Jednak kiedy skończył nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak… - co do cholery? W co ona ze mną pogrywa? – pomyślał. Przed jego oczami widniała czysta, biała, pognieciona kartka A4.
  Czy nie pomyślał, że każdy medal ma dwie strony?
  Wściekły zmiażdżył kartkę, rzucił ją na ziemię i pobiegł na spotkanie z Rainerem. Nie zauważył nawet, że łzy ciekną mu po obu policzkach. Przecież on nigdy nie płakał. On, chłopak o którym marzy każda dziewczyna o zdrowych zmysłach. On, chłopak, który dostaje od losu wszystko o co poprosi. Wreszcie On, chłopak, który po raz pierwszy w życiu poczuł coś tak głębokiego, że trudno było mu to opisać. Nagle poczuł się tak samotny jak nigdy przedtem.
  Kiedy przechodził obok Kościoła Mariackiego podeszły do niego dwie cudzoziemki, żeby (rzekomo) zapytać o drogę, ten jednak przeszedł obok nich obojętnie i pognał ile sił w nogach do swojego ulubionego pubu.
  A potem dziwimy się, że obcokrajowcy uznają nas za snobów.
  Rainer już na Niego czekał. Siedział przy barze sącząc piwo i rzucając zalotne spojrzenia barmance. Aaron podszedł do baru, rzucił na blat 20 złotych i poprosił o osiemnastoletniego Jonnego Walkera.
  Życie naprawdę potrafi dać w kość.
  Rainer patrzył na niego wyczekująco. Aaron wypił drinka jednym duszkiem i zaczął mówić.
  - Stary. Moje życie nie ma najmniejszego sensu. – rzucił smutno.
  - Co Ty gadasz? Spotykasz się z najlepszą partią w Krakowie, jesteś świetnym tancerzem a do tego każda laska w okolicy rzuciłaby Ci się do stóp – wycedził Rainer i uśmiechnął się ostrożnie.
  - Boże, jak Ty nic nie rozumiesz…
  - To mi wytłumacz! – krzyknął Rainer wystarczająco głośno aby każdy w promieniu 10 metrów zainteresował się ich rozmową.
  - Nie jestem już z Kirą, nie rozumiesz?! Zerwałem z nią bo kocham inną, poznałem ją w samolocie z Tokio… Ta dziewczyna to istny anioł… - wyszeptał Aaron.
  Rainer nic nie odpowiedział, czekał aż słowa same wypłyną z ust Aarona, należał on bowiem do tej grupy osób, które na samą myśl o odpowiadaniu na pytania zamykały swoje uczucia na cztery spusty.
  - Tak. Przez te kilkanaście godzin, które spędziliśmy razem w samolocie zmieniła moje podejście do życia o 180 stopni, ale przecież to i tak nie ma już znaczenia…
  - Przykro mi to mówić, ale rzeczywiście nie ma to sensu, przecież Ty nic o niej nie wiesz… - przytaknął porozumiewawczo Rainer.
  - Nic o niej nie wiem? Wiem więcej niż Ci się wydaje! Przede wszystkim wiem to, że mieszka w Nowym Jorku… - uciął, a Rainer wdarł mu się w pół słowa.
  - W Nowym Jorku?! Człowieku, ta sprawa skończyła się szybciej niż myślałem! Otrząśnij się, przecież nigdy więcej jej nie zobaczysz! – wrzasnął.
  - Zobaczę. A właściwie zobaczyłem. Dzisiaj. Przed chwilą… - wyszeptał smutno Aaron. Czuł jak gorące łzy same cisną mu się do oczu.
  - Zobaczyłeś ją tutaj i nic nie zrobiłeś?! To zupełnie nie w Twoim stylu. Stary, co z Tobą?! – niecierpliwił się Rainer.
  - Była z kimś innym. Nie chcę mnie. Najwyraźniej źle zinterpretowałem jej znaki…
  - To umów się z Nią! Zadzwoń, napisz, wyślij list...Pomogę Ci ją znaleźć! W końcu od czego są kumple!? – przyjaciel szczerze uśmiechnął się do Aarona.
  - Nie. Jestem pewien, że ona nie chce mnie widzieć…
  Aaron wstał i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
  Jednak nie każda historia ma bajkowe zakończenie.
  Ale czy na pewno?

poniedziałek, 21 marca 2011

Chcę tylko tego wszystkiego.

  Kira stała przed butikiem Swarowskiego zastanawiając się co tak właściwie się wydarzyło. Przecież Ona i Aaron byli… są dla siebie stworzeni.
  „Jest ktoś inny” – powtarzała.
   Kto?
  Teraz, kiedy całe jej życie wreszcie nabrało odpowiedniego tempa. Dostała się na prestiżowe warsztaty do Royall Ballet School w Wielkiej Brytanii. Wydała niemałą fortunę na najbardziej ekskluzywne kolekcje podczas ostatniego wypadu na Via Condotti do Rzymu. A rodzice w ramach prezentu za ich stałą nieobecność kupili jej wymarzone mieszkanie z widokiem na Wawel. Teraz, kiedy cały świat miała u swych stóp on miał czelność z nią zerwać?! O nie. Nikt nie zrywa z Kirą Struss! Wyjęła szybko iPhona 4 z karmelowej torby Givenchy. Przyjrzała mu się po raz kolejny i uznała, że jest naprawdę mało kobiecy.
   - Muszę porozmawiać z rodzicami na temat zmiany telefonu… – powiedziała sama do siebie. Poczuła, że przygląda jej się każdy napotkany przechodzień. Co u licha? – pomyślała.
  Ona tak serio?
  Odwróciła się w stronę witryny sklepowej i ujrzała swoje odbicie…
  - Aa.! – krzyknęła na cały głos.
  Czy nie uważa, że skupia na sobie i tak zbyt wiele par oczu?
  - Jak ja do cholery wyglądam? To wszystko przez tego zakichanego Aarona. – wymachiwała rękami do swojego odbicia w oknie. Kilka przechodzących obok Japonek popatrzyło w jej stronę. Odwróciła się szybko i spiorunowała je wzrokiem. Wyjęła z torby chusteczki higieniczne i wytarła czarne smugi pod oczami. Podeszła bliżej do ogromnej szyby, bez chwili zastanowienia wysypała na chodnik całą zawartość torebki i poprawiła makijaż. Rozejrzała się dookoła.
  Czy ona naprawdę myślała, że nikt tego nie zauważył?
  Wzięła głęboki oddech i spojrzała na wyświetlacz telefonu.
16 nieodebranych połączeń. Jak długo tu stała? Zastanawiała się w duchu. Może dzwonił Aaron, może wszystko przemyślał i chce przeprosić? Tak. To z całą pewnością On. W ramach przeprosin chce ją zabrać do ich ulubionej restauracji.  Czym prędzej przejrzała listę zignorowanych wcześniej połączeń. Ani jednego połączenia od Niego. Nie zadzwonił ani raz… nie martwił się o nią… Po chwili refleksji Kira oddzwoniła do jednej ze swoich (za pewne umierającej już z zaniepokojenia) przyjaciółki…
   - Lea. Przepraszam, ale coś mnie zatrzymało. Nie przyjdę.
  - Kira? Nic Ci nie jest? - w słuchawce rozbrzmiewał roztrzęsiony głos króciutko ściętej, rudowłosej, brązowookiej modelki. - Nawet nie wiesz jak się martwiłyśmy. To do Ciebie zupełnie nie podobne…
  - Nie, nie. Wszystko w porządku… - odpowiedziała obojętnie.
Może nie licząc złamanego serca, przybrudzonej czarnym tuszem białej sukienki Marni i rozpadającego się na maleńkie kawałeczki świata...
  - Gdzie jesteś? Przyjdziemy po Ciebie. Musimy się zobaczyć! Mam Ci tyle do opowiedzenia! – wykrzyczała Lea brzmiąc na bardziej podekscytowaną niż zamierzała.
  - Ja… nie… ja nie dam rady przyjść. – wyszeptała.
  - Nie wygłupiaj się! Umawiałyśmy się przecież… Mów zaraz gdzie jesteś. Przecież wiesz, że i tak Cię znajdę! – droczyła się Lea.
  - Dobrze, już dobrze, jestem na Floriańskiej. Zaraz będę. Tylko nie prowokuj powstania krakowskiego… - zażartowała Kira zastanawiając się czy jej głos brzmiał dość promiennie aby Lea nie zauważyła, że coś jest nie tak.
  - Siedzimy tam, gdzie zwykle! – rzuciła, a Kira usłyszała w słuchawce sygnał przerwanego połączenia.
  Uśmiechnęła się szeroko (co raczej przypominało grymas) i ruszyła w stronę Rynku. Może jej ukochany wedlowski naleśnik poprawi jej humor…
  A perfekcyjnie zniszczone życie…?

czwartek, 17 marca 2011

Nie wierzę w żal.


  Aaron szedł tak szybko, że niemal wyglądał jak Robert Korzeniowski na Olimpiadzie w Sydney. Był jednak o wiele wyższy i no cóż dużo mówić, przystojniejszy. Kiedy dotarł na Rynek ten wydał mu się o wiele mniejszy niż zwykle, nagle poczuł, że musi znaleźć się w jakimś innym miejscu, chłodniejszym, zacienionym. Chciał jak najszybciej znaleźć się z daleka od ludzkich oczu. Skręcił w pierwszą ulicę jaką zobaczył. Biegł teraz wzdłuż ulicy Św. Jakuba i Jana. Na wysokości niezwykle obleganego sushi baru Sakana wpadł prosto na brązowooką retro piękność o odcieniu włosów Alex’y Chung.
  Dziewczyna wie co jest na topie…
  - Aar…? – usłyszał tylko, pędząc dalej co sił w nogach. – Aaron?! Co do cholery?! – dziewczyna krzyczała za nim, ale udał, że jej nie słyszy. Nagle stanął jak wryty. Co on do diabła wyprawiał?! Przecież właśnie zerwał z dziewczyną, (z którą spotykał się bagatela 5 lat) dla… w tym momencie wyjął iPhone 3G z kieszeni spodni Levis’a i zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela  Rainera, wysokiego, dobrze zbudowanego,  czarnowłosego tancerza hip-hopowego.
  - Mrh? – usłyszał w słuchawce
  - Rainer do cholery, jesteś tam…? – czuł, że zaraz eksploduje.
  -  Stary spokojnie, co się dzieję? Zachowujesz się co najmniej tak dziwnie, jakbyś właśnie zerwał z Kirą   Rainer droczył się z przyjacielem. 
  A mówi się, że mężczyźni nie mają intuicji…
  - Co? – zdziwił się Aaron – Skąd…? Jak…? Dzwoniła do Ciebie? – chłopak był skołowany jak nigdy przedtem.
  - Co Ty bredzisz? Przecież Ty i Kira jesteście nierozłączni… Człowieku coś ty znowu wymyślił?! – Rainer brzmiał tak poważnie, że sam się zdziwił.
  - Stary proszę, spotkajmy się. Nasz Pub za 15 minut. – wyrzucił z siebie Aaron. Starał się, żeby nie zabrzmiało to zbyt histerycznie.
  - Jestem niedaleko. Będę za 10 minut. – odpowiedział Rainer i rozłączył się.
  Aaron oddychał głęboko próbując dojść do siebie. Co ja w ogóle wyrabiam? – pomyślał. Popatrzył przed siebie. Słońce powoli mknęło już ku zachodowi, na zewnątrz robiło się coraz przyjemniej i chłodniej. Aaron ruszył w stronę Rynku kiedy przypomniał sobie, że podczas biegu na oślep wpadł wprost na swoją przyjaciółkę Larysę.
  Muszę do niej zadzwonić. Pewnie zastanawia się co mi odbiło? – mówił sam do siebie.  Szedł w stronę Pubu Bull kiedy nagle ujrzał najpiękniejszą istotę na Ziemi, dziewczynę, o której myślał od powrotu z Tokio. Stała przed nim, cudowniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Średniego wzrostu, szczupła, brązowooka szatynka w balerinkach Prady, czarnych zakolanówkach, króciutkich jeansowych spodenkach, bluzeczce w czarno-białe paski i czarnej marynarce. Chłopak oniemiał. Myślał, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. A Ona stała tuż przed nim. Anioł. Kiedy zrobił krok w jej kierunku, do dziewczyny podbiegł wysoki, przystojny brunet, wręczył jej bukiet czerwonych róż i pocałował namiętnie w usta. Brązowooka piękność odwzajemniła pocałunek i razem udali się w kierunku zachodzącego słońca.
  Aaron poczuł się tak, jakby właśnie ktoś uderzył go prosto w brzuch. Do oczu napłynęły mu łzy a ból gdzieś w środku, w okolicach klatki piersiowej wydawał się być nie do zniesienia.
  Czyżby ktoś przypomniał sobie, że pod maską tego twardego, pewnego siebie mężczyzny ukryte jest maleńkie urządzenie zwane sercem?
   Popatrzył tęsknym wzrokiem w kierunku oddalającej się dziewczyny. Jakimś cudem jednak ich oczy spotkały się. Zauważył, że uśmiechała się do niego serdecznie, po czym upuściła sporą kartkę na ziemię. Aaron podniósł kawałek papieru i poczuł nagły przypływ szczęścia.
  No cóż. Może jeszcze nie wszystko stracone…?